Saturday, 29 September 2012

Szampon tataro-chmielowy - Barwa

Hej

Część z Was pewnie zna już ten szampon, ja poznałam go kilka tygodni temu. Nie mam nic do polskich kosmetyków, u mnie sprawdzają się bardzo dobrze. Ten szampon rownież.

Szampon tataro - chmielowy do włosów łamliwych i zniszczonych. Barwa ziołowa.

Ziołowy szampon przeznaczony do mycia włosów łamliwych i zniszczonych. Zawiera wyciągi z chmielu i tataraku, które mają wzmacniać włosy i zapobiegać ich łamaniu. 






250ml. Cena: 3.90zł ( sklepy zielarskie, widziałam również w Auchan )
Szampon znajduje się w ładnej przezroczystej buteleczce, która idealnie eksponuje jego bursztynowy kolor. Jedyną wadą jest szeroki otwór, który w połączeniu z konsystencją skutecznie utrudnia dozowanie i możemy wylać go zbyt dużo.

Konsystencja jest lejąca, co sprawia, że szampon jest średnio wydajny. Zapach również nie zwala z nóg, trochę chemiczny trochę ziołowy, ale nie gryzie w nos.
Szampon pieni się wyśmienicie i dobrze myje włosy sprawiając, że są skrzypiące. Nadmiernie mi ich nie plącze ani nie wysusza, ale zawsze po myciu nakładam odżywkę, która eliminuje wszelkie kołtuniki.

Co do pięknych zapewnień producenta to raczej się nie spisał, nie oczekuję od szamponu, że poprawi kondycje włosów szczególnie jeśli na 2 miejscu w składzie jest SLS, ale krzywdy nie robi, ot taki zwyklak. Myję nim włosy na zmianę z szamponem dla dzieci i na nic nie narzekam. Nie podrażnia skóry głowy. Co do wzmagania wypadania ciężko mi się odnieść, bo podczas tego jesiennego przesilenia i bez zmian w dotychczasowej pielęgnacji włosy zaczęły mi wypadać w większych ilościach, ale działo się to już przed stosowaniem tego szamponu.

Na pewno kupię jeszcze inne jego warianty :)
Testowałyście go albo inne jego odsłony? Jak tak, to chętnie się dowiem, którą wersję polecacie.

Friday, 28 September 2012

Muzycznie - dawka pozytywnej energii

Hej

Większość z moich stałych czytelników już wie ze jestem ogromną fanką kina indyjskiego - a jeżeli kino to i muzyka. Wiem również, ze kilka osób zaglądających tutaj także lubi Bollywood. Niestety specyfika tego rodzaju kina sprawia, że albo się je lubi albo nie - nie każdy toleruje płaczliwe miłosne historie, które muszą być w każdym filmie ;)

Chciałam się podzielić z Wami piosenkami, które aktualnie znajdują się w mojej top 10. Tych, którzy mają ochotę zapraszam do wysłuchania, a tych, których nie interesują moje muzyczne westchnienia zapraszam na kolejny post, który ukaże się już jutro. :) 






Gdy za oknem pochmurnie i wieje, energiczna muzyka z ciepłych krajów to jest to. Jesienią właśnie taki typ preferuje, zbyt łatwo można wpędzić się w jesienną depresję słuchając jakiś 'smutów' :)

A jakiej muzyki lubicie słuchać Wy, gdy widok za oknem nie zachęca do długich spacerów? ;)

Monday, 24 September 2012

Drogi vs. tani żel pod prysznic

Hej

Tak jak obiecałam prezentuje Wam moją pierwszą porównawczą recenzję. Nie jestem fanką drogich żeli pod prysznic, więc pierwsze kryterium przy wyborze to cena, drugie oczywiście to zapach. Od  razu zaznaczam, że 'drogi' żel w moim przypadku zaczyna się od 10 zł.

Bohaterami bedą:

Żel pod prysznic do skóry wrażliwej. Hamamelis. Yves Rocher. 

Formuła testowana na skórze wrażliwej * Ph fizjologiczne * kompozycja zapachowa bez alergenów * składniki pochodzenia roslinnego: hamamelis pochodzący z biologicznych upraw, gliceryna roslinna.

oraz 

Kremowy żel pod prysznic z olejkiem migdałowym. BeBeauty.

Kremowy żel pod prysznic BeBeauty soft touch doskonale myje i pielęgnuje skórę. Zawiera olej ze słodkich migdałów, który znany jest ze swoich właściwości nawilżających, odżywczych i zmiękczających skórę. Delikatny zmysłowy zapach oraz lekka kremowa konsystencja żelu sprawia, że Twoja kąpiel może stać się wyjątkową i niezapomnianą chwilą. Produkt posiada pH przyjazne dla skory i został przebadany dermatologicznie.

Hamamelis dłuuugo czekał na swoją premierę, ale się doczekał. Kupiłam go w ulotkowej promocji YR. Bardzo lubię żele z serii Jardins du Monde, są w przystępnej cenie i pięknie pachną. Czymże bym była ja gdybym nie wypróbowała czegoś nowego? Spoglądając na półki uśmiechnął się do mnie ten oto Pan. Miałam jego kolegę, szampon, ale nie wspominam go rewelacyjnie, plątał włosy jak szalony.

Co do biedronkowego żelu, na którymś z blogów przeczytałam pochlebną recenzję na jego temat, więc chciałam go przetestować na własnej skórze. Olejek migdałowy jest wprawdzie pod koniec składu no, ale nie oczekiwałam cudów od żeli za trochę ponad 4 zł.





300ml. Cena: 14.90 ( Yves Rocher)

400ml. Cena: ok 5 zł ( Biedronka )
Teraz będzie walka na pianę albo śmierć. Czy żel za 15 zł wygra z jego o 10 zł tańszym przeciwnikiem?

Hamamelis
Tak na wstępie: w życiu nie kupiłabym go bez promocji. Uważam, że 15 zł za ten żel to stanowczo zbyt wiele.

Opakowanie ma w porządku, wygląd trochę medyczny ale estetyczny ( :D ). Zatyczkę łatwo można otworzyć nie łamiąc sobie przy tym paznokci. Buteleczka wykonana z miękkiego plastiku, nie ma problemu z wyciskaniem.
Zapach, czyli najważniejszy czynnik, ok, wiem, że kompozycja zapachowa bez alergenów no ale dla mnie on nie pachnie ładnie. W sumie mogłam się tego spodziewać, szampon z tej serii pachniał identycznie.
Świetnie się pieni i nie wysusza skóry.
BeBeauty
400ml opakowanie z ładną szata graficzną, wygodna buteleczka i łatwe zamknięcie. Również jest nieprzezroczyste.
Jeżeli wąchamy bezpośrednio z butli to pachnie jak takie tanie żele ( może dlatego, że jest tanim żelem :D ), intensywnie z lekką chemiczną nutą. Podczas mycia jednak ta chemia się gdzieś ulatnia i zostaje sam miły zapaszek.
Pieni się również dobrze i nie wysusza skóry. 

Kto wygrał?

Zdecydowanie BeBeauty - przyjemniejszy zapach i cena :)

Jaki jest wasz stosunek do tych tańszych żeli pod prysznic? Kierujecie się bardziej zapachem czy ceną? :)

Dobiłam do 100! + So Sweet Blog Award

Hej

Jestem niezmiernie szczęśliwa, bo 2 dni temu mój blog odnotował 100 obserwatorów! Dziękuję Wam, że jesteście ze mną :) I serdecznie witam każdego nowego czytelnika.



Dostałam również słodkie wyróżnienie od Pink Caster Sugar za które jeszcze raz pięknie dziękuję! :)


Niestety moje wakacje się powoli kończą i wraz z nowym rokiem akademickim rozpoczynam intensywnie naukę dwóch języków od zera: arabskiego i hindi. Nie wiem jak sobie z tym poradzę. Arabski jest w ramach zajęć uniwersyteckich i to na nim muszę skupić się najbardziej, hindi natomiast jest darmowym warsztatem, z którego mogę zrezygnować w każdej chwili. Ale jestem dobrej myśli, bo obydwa uwielbiam :) Uf, trzymajcie za mnie kciuki bo alfabet arabski do łatwych nie należy i mój TŻ załamuje ręce nad moimi nieudolnymi próbami wymówienia tych gardłowych dźwięków.
Muszę Wam powiedzieć, że cieszę się na te nadchodzące zabiegane dni. Czas szybciej płynie, a ja chciałabym, żeby najbliższe 2 lata minęły w ekspresowym tempie. 

Jeszcze dziś możecie się spodziewać mojej pierwszej recenzji porównawczej :) 

Saturday, 22 September 2012

Czyżby zastępca Carmex'a?

Hej

Po poprzednim postem bardzo dużo z Was wymieniło Carmex jako swojego pomadkowego ulubieńca. Carmexa lubię przede wszystkim za efekt chłodzenia i dobre nawilżanie, niestety dla mnie wielkim minusem jest jego smak, zarówno wersji classic jak i jaśminowej zielonej herbaty. Pomadka, którą chciałabym Wam dzisiaj przedstawić to taki troszkę 'smaczniejszy' carmex, ale zacznijmy od początku.

Natural Lip Stick z aloesem i mentolem. Lovely - Wibo.

Rgenerująca i przeciwzapalna formula naszego balsamu pozwoli Tobie na systematyczną i całodobową pielęgnację i ochronę ust. Formuła opracowana na bazie naturalnych składników, skutecznie wspomaga proces gojenia spierzchniętych i pozbawionych witalności ust.
A oto składniki, które sprawiają, że nasz balsam jest taki wyjątkowy:
- Esktrakt z aloesu - wspomaga naturalną odporność przeciwinfekcyjną, regeneruje, nawilża
- Kwas salicylowy - usuwa martwy naskórek
- Lanolina - zmiękcza, natłuszcza, chroni usta
- Masło shea - chroni przed wysuszeniem i pękaniem ust
- Mentol - zabija zarazki, przynosi ulge obolałym ustom
- Olej jojoba - pielęgnuje, natłuszcza, zapobiega wysuszeniu skóry, łagodzi stany zapalne
- Phenol - zabija bakterie, złuszcza martwy naskórek, znieczula
- Wazelina - tworzy warstwę ochronną i chroni usta
- Witamina E - odżywia usta.






4.5g Cena: 4.70 zł ( Rossmann)
Bez zbędnej gadaniny przechodzę do recenzji.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to opakowanie. Szata graficzna troszkę trąci tandetą, ale wybaczam. Jedyne, czego nie lubię w balsamach to ścierająca się naklejka/napisy. Lubię jak kosmetyk, który jest ze mną prawie cały czas wygląda estetycznie. Ten niestety tu i ówdzie się pozdzierał. Opakowanie raczej solidne, nic złego się z nim nie stało, zatyczka samoistnie się nie otwiera. Odejmuję mały punkcik za ścierającą się naklejkę.

Pachnie bardzo przyjemnie, czuć lekko mentolową woń, ale nie jest odpychająca. Gdy nałożymy ją na usta czujemy identyczny chłód jak w przypadku carmexa. W przeciwieństwie do niego, ta pomadka smakuje neutralnie, powiedziałabym, że nawet wcale.
Konsystencja jest raczej miękka, ułatwia aplikacje i dzięki niej nanosimy idealną ilość produktu.
Pozostaje na ustach bardzo długo i za to ją uwielbiam. Jestem również zadowolona z nawilżenia, usta są wygładzone i uratowane od suchych skórek. Plus za filtry słoneczne. 

Znalazłam swój drugi ideał pomadkowy. Tańszy od carmexa i o niebo lepiej smakujący. Na pewno znajdzie się w mojej kosmetyczce nie raz.
Skusicie się na nią? A może któraś z Was już ją testowała? Jeżeli tak chętnie poczytam czy u Was równie dobrze się sprawdziła :)

Friday, 21 September 2012

Balsam do ust Alterra - naturalny skład, który się nie popisał

Hej

Uwielbiam testować różne balsamy do ust. Mam wprawdzie swojego ulubieńca, ale cały czas jestem otwarta na poszukiwania kolejnego. Ten niestety nie dołączy do zacnego grona.

Balsam do ust z ekstraktem z rumianku. Alterra.

Sztyft Alterra pielęgnuje usta dzięki cudownym składnikom zawartym w formule, znajdziemy tu olej rycynowy, kokosowy, jojoba, słonecznikowy, wosk pszczeli, wosk candelilla, oliwe z oliwek, olejek z marchwi oraz wit. A i E. Pomadka nie zawiera syntetycznych barwników, aromatów i substancji konserwujących. Nie zawiera również silikonu, parafiny i innych produktów na bazie olejów mineralnych. Surowce roślinne pochodzą z kontrolowanych upraw ekologicznych i dzikich zbiorów. Tolerancja skóry potwierdzona dermatologicznie. 







4.8g. Cena: 5.60 zł (Rossmann)
Skusiłam się na tą pomadkę przede wszystkim, dlatego, że miała zachęcającą cenę oraz z chęci wypróbowania kolejnego produktu osławionej firmy Alterra.

Opakowanie jest solidne, nadruk się nie ściera, sztyft nie pęka nawet jeśli nam upadnie, nie otworzy się przypadkiem.
Ah ten nieszczęsny zapach, jest dosyć nieprzyjemny, ale można się przyzwyczaić chociaż mi nie przyszło to łatwo.
Co do konsystencji to jest ona bardzo zbita i jeżeli trzymamy pomadkę w cieple nie robi się z niej masło. Ja osobiście lubię raczej miękkie balsamy i tutaj ta zbita konsystencja mnie nie przekonała do siebie niestety.
Działanie jest ok, ale nie zachwyca. Mi przynosi ulgę na bardzo krótko. Natłuszcza, ale nawilża średnio.

Już więcej się na nią nie skuszę, może gdyby miała lepsze działanie potrafiłabym znieść ten okropny zapach.
Zostało mi tyle pomadki, co na zdjęciu i od tygodnia próbuję się przemóc żeby ją wykończyć i chyba nie dam rady. Wyląduje w koszu, tym bardziej, że aktualnie używam świetnej pomadki Wibo, o której napisze w najbliższych dniach.
Miałyście? Jakie są Wasze ulubione balsamy? :)

Monday, 17 September 2012

Lawendowy zawrót głowy :)

Hej

Gdy tylko rano otworzyłam oczy i zobaczyłam te piękne słońce zaglądające do pokoju już wiedziałam, że dzień spędzę w ogrodzie.

Dzięki mojej mamie, która jest zapaloną ogrodniczką, kwiatów, krzewów i drzewek jest u nas od groma. Jednak dopiero rok temu zasiałyśmy lawendę. Kwitła całe lato, ale jej żywot jeszcze się nie skończył. Dziś uzbrojona w nożyczki latałam po ogrodzie i odcinałam kwiaty żeby dać im drugie życie.


Teraz potrzeba nam trochę kolorowych wstążek i ...


Lawendowe bukieciki gotowe! :)


Z zebranych kwiatów udało mi się zrobić aż 6 takich bukietów.

Jak je wykorzystam?

Udało mi się ocalić tylko dwa, reszta została uprowadzona przez mamę, która lawendę wręcz ubóstwia :)

Jeden znalazł dom na półce z pościelą.


Drugi zaś dekoracyjnie odpoczywa na lustrze.


Za rok postaram się zrobić zapachowe woreczki.
Lubicie zapach lawendy? A może kojarzy Wam się tylko z tymi antymolowymi szafowymi śmierdziuchami? :)

Sunday, 16 September 2012

Mały kosmetyczny haul + charytatywnie spędzona sobota

Hej

W końcu udało mi się wygospodarować trochę czasu na post. Poczyniłam dziś same niezbędne kosmetyczne zakupy + wykorzystałam 2 rabaty z ulotki Yves Rocher i kupiłam moich dwóch ulubieńców (morelowy peeling do twarzy i ochronny balsam do ust ), malutkie eleganckie lustereczko dostałam gratis :)


Kupiłam również książkę i drewniane spinacze, których zamierzam użyć do przypinania fotografii na sznureczek rozwieszony na ścianie. Dziś rano przebudziłam się z taką wizją i koniecznie muszę jeszcze dziś ją zrealizować. Za 24 spinacze zapłaciłam niecałe 3 zł.

Chciałabym się Wam jeszcze pochwalić jak spędziłam sobotę.

O tak:


Byłam na drugim w moim życiu Ecco Walkathonie. Przeszłam 10 km i pod koniec trasy myślałam, że usiądę na środku i już się nie podniosę. Ale warto było! Za każdy przebyty kilometr ecco przekazywało 4 zł na wybraną przez nas organizację charytatywną.

Byłam niezwykle zmęczona, ale warto było wspomóc chore dzieci i jestem z siebie dumna, bo zaczęłam narzekać dopiero na 8 kilometrze. Pogoda była wspaniała. Niebo trochę zachmurzone, ale co chwila pojawiało się słońce.

W ramach biletu wydawane były pakiety startowe składające się z bardzo przydatnego plecaczka, wody i jabłuszka.

Jeszcze dzisiaj czuje te kilometry w nogach :)
Tymczasem uciekam odwiedzać Wasze blogi bo mam sporo zaległości :)

Wednesday, 12 September 2012

Peeling do ciała sopot spa - Ziaja

Hej

Bohaterem dzisiejszego postu jest peeling, który dostałam jakiś czas temu. Trochę się go obawiałam że względu na to, że moja skóra nie lubi się z peelingami. Ten okazał się być całkiem przyjazny i krzywdy mi nie zrobił.

Peeling myjący z mikrogranulkami. Sopot spa. Ziaja.

Peeling z solanką sopocką:
- delikatnie myje i masuje skórę,
- złuszcza zrogowaciałą warstwę naskórka,
- pobudza krążenie dotleniając komórki skóry,
- przywraca skórze naturalną gładkość i miękkość.






200ml. Cena: 12 zł
Peeling zamknięty jest w wygodnym słoiczku, i tyle jeśli chodzi o opakowanie, żadnych wad nie zauważyłam. Malutkim minusikiem może być to, że podczas nabierania można nalać do niego niechcąco wody, i niestety przy próbie przechylenia słoiczka i wylania niepotrzebnych substancji, peeling ‘żyje’ i także próbuje się wydostać.
Konsystencja jest żelowa, ale dosyć zwarta i lekko ciągnąca. Nie spływa nawet z pionowej powierzchni.
Zapach nie jest powalający z nóg, lekko słonawy, ale nie nachalny. Nie utrzymuje się długo na skórze.
Drobinki ścierające są delikatne i dosyć małe, ale za to dobrze ścierają i nie drapią skóry tak, że zostają ślady.  Znajdują się tam dwa rodzaje, te drobne i ścierające oraz niebieskie, w znacznie mniejszej ilości.
Dla mojej delikatnej skóry jest w sam raz. Po takim zabiegu jest ona gładka i miękka. Podczas masowania żel zmienia barwę na białą, dobrze oczyszcza skórę. Wydajność jest średnia.

Polecam go osobą z wrażliwą skórą gdyż nie robi krzywdy a delikatnie złuszcza i wygładza.
Pewnie większość z Was lubi mocne ścieraki, prawda? :) 

Tuesday, 11 September 2012

Tabbouleh - orzeźwiająca libijska sałatka

Hej

Dziś odstępuję od kosmetycznych tematów i prezentuję przepis na pyszną libijską sałatkę.
Uwielbiam przyrządzać jedzenie, szczególnie, jeśli pochodzi ono z różnych zakątków świata.

Tabbouleh jest jedną z moich ulubionych potraw. Wywodzi się ono z kuchni państw takich jak Syria, Libia czy Palestyna. W zależności od regionu minimalnie różni się składnikami.

Przygotowanie go jest dziecinnie proste. Składniki też nie są wyszukane a smak jest nieziemski.


Potrzebujemy:

2 dojrzałe pomidory
4 ogórki gruntowe lub jeden zwykły
1 duża cytryna
Pęczek pietruszki
Garstka liści mięty
2 łyżki oliwy z oliwek
Pół szklanki kaszy kuskus

Pietruszkę i miętę siekamy bardzo drobno. Można dodać więcej niż 1 pęczek, im więcej tym lepiej. Pomidory sparzamy i obieramy ze skóry, wydłubujemy pestki i kroimy w drobną kosteczkę podobnie jak ogórki.
Wyciskamy sok z jednej dużej cytryny i dodajemy do niego 2 łyżki oliwy. Do posiekanych produktów dodajemy pół szklanki suchego kuskusu, zalewamy wszystko sokiem z cytryny i oliwy i mieszamy. Kuskus koniecznie musi być suchy, gdyż napęcznieje on poprzez wchłanianie soku i oliwy. Owijamy folią i wstawiamy na godzinę do lodówki.

W zależności od rozmiaru cytryn i ilości kuskusu może się zdarzyć że nie jest on wystarczająco miękki, wtedy należy ponownie rozrobić trochę soku z cytryny z oliwą, dolać i odczekać 15-30 min. Mi się to zdarza dosyć często ;)

Ja nie dodaję tu ani soli ani pieprzu, najlepiej smakuje mi właśnie taki 'goły'. Mięta nadaje niepowtarzalny smaku a cytryna doskonale orzeźwia i według mnie nic więcej nie trzeba dodawać ani ulepszać.

Spotkałyście się kiedyś z takim daniem?

Jest też odmiana turecka, nazywa się kisir i dodatkowo ma w sobie cebulę i koncentrat pomidorowy, ja jednak wolę libijską wersję.

Pogoda nas strasznie rozpieszcza, u mnie 30 st. w cieniu, czuję się jakby cały czas trwał lipiec. I dobrze :)